Kybella |
Wysłany: Pon 1:42, 25 Gru 2006 Temat postu: Strach przed strachem |
|
On był poetą, ona – malarką. Oboje mijali się codziennie w parku, siadając koło siebie na oddzielnych ławkach i nie zdając sobie sprawy ze swojej bliskości.
To była rutyna.
Ona codziennie przychodziła ze sztalugą i farbami, malując przechodniów, on trzymał w ręku mały, czarny notes i długopis, w pogoni za natchnieniem.
Tego dnia ich oświeciło.
Ona wreszcie go zauważyła. Pociągnęła po niebieskim papierze pędzlem nasączonym czerwoną farbą w zamiarze narysowania jego delikatnych rys twarzy. Zafascynował ją swoim wdziękiem i wyrazem twarzy, gdy notował następny wiersz w zeszycie na kolanach.
On zobaczył, że się mu przypatruje. Udawał, że tego nie zauważa, mając zamiar napisać o niej poemat.
Krótką, rytmiczną opowieść o zagubionej malarce szukającej swego realnego świata w farbach i pędzlu. I choć tak usilnie starała się, by jej malowidła nabrały kolorów, ciągle były szare, bez duszy.
- Masz talent, Natalie, ale twoim dziełom brak ekspresji, zawziętości, serca. Powinnaś włożyć w to nie tylko pędzel i kredkę, ale także siebie – mawiał jej mistrz. – Nie myśl, co z tym zrobisz, po prostu to zrób.
Tak naprawdę zauważyła tego pana już wcześniej. Zakochała się w nim, lecz nie miała odwagi nawet przypatrywać mu się dłużej niż ułamek sekundy.
Czego się bała? Odrzucenia, zniewagi?
Ostatnim pociągnięciem pędzla skończyła obraz przedstawiający tajemniczego artystę, gdy ten akurat zabierał się do odejścia.
Doznała jednocześnie przykrego odczucia, że odchodząc powinien przejść koło niej, nie zwrócić się w stronę przeciwną. Zawsze, wracając, zerkał kątem oka na jej obraz. Raz nawet i na nią.
Każdy lubi, gdy się mu przygląda w taki sposób.
On miał wyrzuty sumienia. Bał się, po prostu bał. Że spojrzy na niego kpiąco i powie, że to nie jego namalowała, że nie ma czego tu szukać, że niech nie szuka przyjaciół na siłę.
Nigdy nie umiał radzić sobie w kontaktach z ludźmi. Nie potrafił ich o nic prosić. Czuł się nieswojo, gdy ktoś go gdzieś zapraszał.
Dlatego był tak samotny. Tak jak ona.
Tego dnia wpadł pod samochód i cudem przeżył. W szpitalu wykryto u niego nowotwór. Rak złośliwy zapanował nad jego lewym płucem i w każdej chwili mogło dojść do przerzutów.
Życie jest cenne, lecz czyny – wartościowsze.
Szkoda, że zrozumiał to zbyt późno.
Powiem jej, powiem, co czuję! – przysiągł sobie, od razu po wyjściu ze szpitala pędząc do ich zakątka w parku. Ukradkiem spojrzał na swój zegarek, sprawdzając, czy aby na pewno się nie spóźnił.
Powinna tam być.
Gdy dobiegł na miejsce, jej nie było. Dzień, dwa dni potem – też. Przychodził codziennie w tamto miejsce, póki nie minął rok. Wytrwale czekał, aż w końcu choroba doszczętnie zniszczyła jego organizm.
- Spóźniłem się – szepnął przez łzy, siadając po raz ostatni na jej ławce. Położył obok swój notatnik z wierszami i umarł z uśmiechem na ustach. Musiał zobaczyć coś pięknego.
Dzień potem przyszła w to miejsce, powspominać dawne czasy. Obraz Tajemniczego Poety stał się dziełem sztuki, który zachwalała cała Europa. Postanowiła, że mu podziękuje za duchowe wsparcie, jakim ją obdarzył.
Straciła nadzieję, że go spotka, więc nie spieszyła się. Włożywszy ręce w luksusowy płaszcz błądziła wzrokiem po parku, uśmiechając się w stronę beztroskich dzieci, chichoczących bez wytchnienia.
Zamarła, widząc ambulans pakujący kogoś na nosze.
To był on.
Podbiegła, zakrywając usta dłonią.
- Co mu jest? – spytała szybko. Lekarz spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Kiedy jeszcze był w szpitalu, opowiadał o pani. To smutne, czekał tu codziennie w nadziei, że panią spotka. Spóźniliście się oboje na siebie.
Zamarła w bezruchu, wybuchnąwszy płaczem. Nie słyszała niczego innego prócz pociągnięć pędzla podczas malowania jego portretu oraz tego spokojnego kroku…
- Proszę – lekarz podał jej czarny notatnik.
I odjechał cicho. Na zawsze.
A ona do końca swego nieznośnie długiego życia miała wyrzuty sumienia, że nigdy go nie poznała, choć tak naprawdę wiedzieli o sobie wszystko. |
|